Dzisiaj byłem na wcześniej zakupionej wycieczce do Ao Phang Nga National Park.
W każdym hotelu można zakupić wycieczki czy przejazdy autobusami czy promami. Ceny są wszędzie podobne ale i tak można się targować ja zbiłem 400 BHT. Organizator wycieczki odbiera ludzi spod hotelu, także nie trzeba nigdzie iść tylko wystarczy wyjść przed hotel. I tak zostałem odebrany z pod hotelu z 10-cio minutowym opóźnieniem. Opóźnienia są zawsze ale i tak uważam, że są super zorganizowani. Najpierw jechaliśmy ok. godziny do Pha Nga Bay, gdzie przesiedliśmy się do łodzi tzw. longtail, jak się okazało jechaliśmy 4 busami. Busy były pełne i łodzie były pełne i tak jest za każdym razem, kiedy kupowałem bilety gdziekolwiek to zawsze były miejsca, a jak już jechałem to wszystkie miejsca były zajęte. Jak oni to robią?
Płynęliśmy wzdłuż lasu namorzynowego, który w tej okolicy jest wszędzie. Jadąc na wybrzeże Morza Adamańskiego trochę inaczej wyobrażałem sobie tutejsze nabrzeże, ale tutaj jest niekończący się las namorzynowy i zero plaż. Ale cały czas widać wyspy czyli skały wystające z morza widok super, nagle widać było wioskę Panyee, wioska ta jest zamieszkała jest przez muzułmanów, którzy nie chcąc narażać się społeczności buddyjskiej w Tajlandii założyli swoją osadę na wodzie, niesamowite. Wyspa na której wysiedliśmy to była wyspa Khao Ping Gan z której jest widok na wyspę Jamesa Bonda, słynny widok z filmu z Jamesem Bondem. Później po obejściu wyspy zrobieniu fotek, popłynęliśmy oglądać las namorzynowy opływając jedną z wysp i przebijając się przez gąszcz lasu, można tam było orzeźwić się sokiem z orzecha kokosowego, który można było kupić z łodzi. Część osób płynęła kajakami, a część zostało na łodzi w zależności od wykupionego programu. Podczas całego płynięcia łodzią bardzo pryskała woda tak jak spod prysznica, byłem dosłownie cały mokry.
Później popłynęliśmy na obiad na pływającą wyspę Koh Panyee. Wyspa niby na kompletnym odludziu, a tam i jest szkoła, i boisko do gry w piłkę, mają nawet swoją drużynę piłki nożnej, wdziałem tam nawet osoby jeżdżące na rowerach. Przed wyjazdem szukałem informacji jak tutaj dojechać, ale niestety nie udało mi się, a tu proszę udało się. Po obiedzie wróciliśmy łodziami skąd wypynęliśmy wsiedliśmy do busów i pojechaliśmy do Suwankhuha Tample, świątyni w jaskini z leżącym buddą, a na skałach wokół jaskini skakało mnóstwo małp, nie wiem czy setki czy tysiące, można było je karmić bananami one widać przyzwyczajone do łatwego posiłku. Ostatnim punktem programu była kąpiel w pod wodospadami w lesie deszczowym. Wchodząc do lasu od razu czuje się większą wilgotność. Oczywiście skorzystałem z kąpieli, woda jest na tyle ciepła, że da się wejść, nawet stanąłem pod strumieniem spływającej wody. Po wycieczce wszyscy zostali odwiezieni do hoteli.
Jutro wyjeżdżam do Malezji i tak co tutaj zauważyłem. Tajowie nie jedzą chleba, także można kupić tylko tostowy, który nie nadaje się do zjedzenia bez tostowania. Wszystkie potrawy podawane są na ostro, nawet ananas z mieszanką cukru, soli i chili. Sosy podawane do potraw są mniej ostry i bardziej ostry albo kwaśno-ostry czy słodko-ostry, mi akurat to pasuje także czym bardziej ostre to dorzucam do potraw.
Samochody, które tutaj jeżdżą to w większości nowe modele, wszystkie czyste wypucowane, aż lśnią i dopieszczane szmatkami przy każdej okazji. A busy którymi jechałem same nowe Toyoty z pełnym wyposażeniem i telewizorem podwieszanym w środku. Jestem pod wrażeniem. A obserwując jak ludzie mieszkają, to widać dużo biedy ale chyba to jest bieda z wyboru. Widziałem ludzi mieszkających tam gdzie pracowali czy ludzi mieszkający w prymitywnych domkach z plandeki.
Ani razu nie miałem sytuacji, kiedy czułbym się zagrożony, czy ktoś chciałby mnie oszukać. Naciągania też nie spotkałem, oprócz sytuacji z tanim tuk-tukiem ale było to niegroźne.