Dzisiaj dzień spędziłem na wyspie Penang. Powłóczyłem się trochę po George Town, pojechałem też do Świątyni węży Wyspa Penang jest bardzo zatłoczona. Mnóstwo tutaj samochodów, często pieszy nie ma gdzie się poruszać musie przeciskać się pomiędzy samochodami. Komunikacja miejska jest trochę skomplikowana i trudno mi było się poruszać, ale jak wszedłem do autobusu i nie miałem drobnych na bilet jakaś dziewczyna dopłaciła brakującą kwotę, czym byłem mile zaskoczony. W Georgetown jest dużo Chińczyków i Indusów. Mają tam swoje dzielnice i nawet oznaczenia ulic w zależności od dzielnicy są w dwóch językach. Widać, że Malezja to bogaty kraj widać po budynkach i drogach, ale ludzie którzy imigrowali tutaj zachowali swoją tożsamość i swój biedny styl. Imigranci z Chin i Indii żyją w biedzie, chociaż trudno powiedzieć czy to bieda czy po prostu tak im dobrze.
W Penang czułem się bardzo bezpiecznie nawet w nocy, nie było żadnych zaczepek, czy jakiegoś naciągania, chyba że propozycja podwiezienia taksówką. Jedzenie bardzo dobre i do wyboru chińszczyzna albo kuchnia indyjska, ceny do 5 RM (5 zł) za posiłek.
Jedząc posiłek, widziałem jak skuter potrącił idącą dziewczynę, która przewróciła się na ulicę, podbiegłem do tego miejsca ale policjanci byli już wcześniej, dziewczyna po chwili leżenia na jezdni wstała otrzepała się policjanci zapytali czy nic jej nie jest i wszyscy się rozeszli bez wstrzymywania ruchu, czy pisania protokółów. Dziwne ale pewnie tak tutaj jest.