Do Lizbony doleciałem o północy. Wcześniej zarezerwowałem hostel w samym centrum i wydrukowałem mapy dojazdu. Lotnisko w Lizbonie znajduje się w obrębie miasta i bezpośrednio przy nim znajduje się stacja jednej z linii metra. Bilety kupuje się w automacie. Ja początkowo miałem problem z zakupem biletu, automat nie przyjął żadnego z moich banknotów 50€, już się bałem, że kupiłem fałszywki. Skorzystałem więc z pobliskiego bankomatu i na szczęście się udało. Do ceny biletu doliczana jest cena karty 0.50€, którą można później doładowywać. Dojechałem do centrum, ale nim dotarłem do hostelu trochę błądziłem. Lizbona jest usytuowana na wzgórzach i ulica obok jest np. 20 m wyżej i zbłądzenie grozi wspinaczką, także musiałem się trochę powspinać.
Rano zjadłem śniadanie i w drogę. Najpierw udałem się przez starówkę na nabrzeże rzeki Tag i poczekam na otworzenie sklepów, tak żebym mógł kupić portugalską kartę SIM, żeby mieć dostęp do internetu. Zakupiłem kartę vodafone za 12€ z 1GB internetu i jakimiś środkami na rozmowy, co okazało się wystarczające na cały pobyt.
Głównym celem mojego pobytu w mieście było zobaczenie największego w Europie oceanarium i powłóczenie się po mieście. Obydwa cele zostały spełnione. Oceanarium naprawdę robi niesamowite wrażenie, także warto. Zjadłem słynne ciastko - pasteis de belem, przejechałem się słynnym zabytkowym tramwajem 28, posłuchałem muzyki fado w jednym z barów i pochodziłem po ulicach Alfamy. Jeden dzień w Lizbonie, ale bardzo intensywny.